Wygrana siódma ~ "Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść na przód."


"Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść na przód."



   Graz; Spittal an der Drau, Austria 28.12.2016 r. 

                -Idziesz z nami? - Kristina skierowała swoje pytanie w kierunku Gregor'a, który właśnie wyciągał kluczyki ze stacyjki swojego samochodu. Morgenstern i mała Lily właśnie stali przed wejściem do szpitala, w którym pracuje głaszcząc psa jednego z pacjentów. Schlierenzauer wzruszył ramionami a Kristina uśmiechnęła się do niego słodko. Zawsze wiedziała, że w Gregorze zawsze znajdzie przyjaciela i pomocną dłoń. Wystarczyło, że powiedziała a on zawsze zjawiał się obok, w momentach, w których było jej źle z samą sobą. Choć przez wielu uważany był za zapatrzonego w siebie chłopaka ze zbyt wysoką samooceną, ona wiedziała, że jest zupełnie inaczej. Dla bliskich był zupełnie inną osobą. Tak drastycznie inną. Skapitulował wiedząc, że nie wygra z uporem pani doktor. 
      
         W szpitalu, jak zawsze panowała dobra atmosfera. Pacjencie z uśmiechami na twarzach krążyli po korytarzach, siedzieli w salach, albo wdawali się w pogawędki z personelem szpitala zaabsorbowanym tym, co słyszy od niekiedy ludzi ze śmiertelnymi wyrokami od losu. Za to właśnie kochała to miejsce, za jego odejście od utartej normy, że szpital przytłacza swoim istnieniem. To miejsce takie nie było. Tutaj nadzieja była matką zarówno pacjentów, jak i lekarzy czy pielęgniarek. Tutaj właśnie marzenia i pragnienia miały ostateczną decyzję. Właśnie tu, jeszcze nikogo nie zawiedziono. 
       Kristina posłała jednej z pielęgniarek miły, lekki uśmiech, na które ta odpowiedziała nieco niepewnym ułożeniem w uśmiech warg. Gdy w szpitalu dowiedziano się o chorobie najsympatyczniejszej z lekarek, pełnej sympatii, dobroci i co najważniejsze serca dla swoich pacjentów. Wieść o jej chorobie nowotworowej sprawiła, że wielu z nich po prostu nie mogła uwierzyć w to, co usłyszało. To było tak nielogiczne zagranie losu. Niesamowity człowiek, borykający się, kto wie, czy nie z najważniejszą wojną swojego życia. 
      Thomas i Gregor podążali kilka kroków za Kristiną i Lily, która z uśmiechem trzymała dłoń swojej mamy. Była małą dziewczynką, zupełnie nieświadomą tego, co działo się w życiu ich rodziców. Uśmiech jednak nie schodził z twarzy dziewczynki, gdy miała swoją mamę ciągle przy swoim boku. A fakt, że tata bywał częściej w ich domu dodatkowo radował dziewczynkę. Morgenstern przelotnie spojrzał na Schlierenzauer'a idącego z nim ramie w ramie. Był wdzięczny swoim przyjaciołom, za to jak bardzo wspierali Kristinę, dobrze wiedział, że kobieta jako ich lekarka dużo dla nich robiła. Ale mimo wszystko był im wdzięczny. Jednak największy dług wdzięczności miał zaciągnięty właśnie u młodszego kolegi.
      Zatrzymali się, gdy z pokoju lekarskiego wyszła szatynka, na której widok Kristina ożywiła się. Bez słowa zamknęły się w swoich ramionach. Valerie Wagner była jedyną kobietą, której Cerncic w pełni zaufała, zdradzając wszystkie szczegóły swojego życia. Młodsza z lekarek cieszyła się, że w końcu mogła spotkać się z nią i pomilczeć. Tak po prostu, być obok niej podczas najważniejszej walki jej życia. Walki, a nawet wojny, którą to właśnie ona zdaniem wszystkim powinna wygrać. Bo coś w tym jest, że choroba wygrywa, ale tylko pod jednym warunkiem, kiedy ty odpuszczać i oddajesz się jej w całości. 
Thomas uśmiechnął się lekko pod nosem. Valerie miał już przyjemność poznać i polubić. Dziewczyna bardzo otwarta, a jednak nieco nieśmiała, choć miała już dwadzieścia sześć lat i niebywały talent lekarski. Zdążył również zauważyć więź jaka wytworzyła się między jego byłą narzeczoną, a nieco młodszą od blondynki, szatynką. Miał nadzieję, że ta nie zostawi Kristiny w tym najcięższym dla niej momencie życia, na tym ostrym zakręcie w jaki weszło jej życie ... ich życie. 
-O której kończysz? - obaj mężczyźni usłyszeli pytanie zadane przez Kristinę do Valerie, ściskającej drobną dłoń małej Lily. Szatynka kucnęła przed dziewczynką, puściła jej oczko i delikatnie cmoknęła ją w nosek. Nie ukrywała, że lubiła dzieci jednak jakoś tak wyszło, że swoich nie miała. Lily była jej chusteczką na otarcie łez. Zupełnie tak, jak mali pacjenci szpitalnej pediatrii. 
-Tak właściwie już skończyłam. - odpowiedziała przybijając piątkę z małą dziewczynką, wpatrzoną w nią jak w obrazek. Córka Cerncic i Morgenstern'a również nie ukrywała sympatii do Valerie Wagner. Lekarka miała w sobie "to coś" co przyciągało do niej jak do magnezu. To samo wrażenie miał w jednej chwili Gregor, które spojrzenie w pewnym momencie przecięło się z jej spojrzeniem, i na bardzo krótką chwilę zatrzymało. Uśmiechnęła się jedynie lekko, a on miał wrażenie, że ten uśmiech rozjaśnił zimową aurę na zewnątrz. Morgenstern zauważył to kątem oka. Nic nie powiedział, uśmiechnął się jedynie lekko pod nosem. 
-To przebierz się i porywamy Cię do nas na obiad. - powiedziała Kristina. Valerie, na krótką chwilę się zawahała, jednak widząc na sobie wzrok przyjaciółki postanowiła przystać na jej propozycję nie chcąc robić jej dodatkowej przykrości. Teraz musiała mieć obok wszystkich tych, z którymi łączy ją każda możliwa więź. Najważniejsza była obecność i przeświadczenie, że nie jest sama. A od tego już krótka droga na szczyt jakim jest wygranie z chorobą. 
-Dajcie mi kwadrans. Oddam pacjentów Claudii i jestem. - rzuciła i zniknęła w pokoju lekarskim. 


*


        -To co, mogę zadzwonić do Heinz'a i powiedzieć mu, że będziesz ich pełnoetatowym lekarzem? - pytanie, które w zaciszu pokoju Lily, Kristina zadała Valerie sprawiło, że Wagner nabrała powietrza do swoich płuc. Propozycja była idealną w jej sytuacji, jednak strach przed byłym partnerem nie pozwalał jej racjonalnie myśleć nad swoją przyszłością. Chciała tylko, choć przez chwilę zapomnieć o wszystkim czego w życiu już doświadczyła. Miała wiele marzeń, ale tylko spełnienia jednego z nich chciała najbardziej. Marzyła o uwolnieniu się od Luci, który swobodnie mógłby zostać nazwany Tyranem. Jednak strach zawładną nią w zupełności, a ona nie potrafiła tak po prostu go przezwyciężyć. 
    Maya również poznała jej historię, jednego z zimowych wieczorów, który spędzała w szpitalu u swojej siostry, jeszcze przed tym jak ta dowiedziała się o swojej chorobie. Od tamtego momentu zaczęła podziwiać Wagner, będąc na jej miejscu raczej nie wytrzymałaby tak długo. Liczyła po cichu, że szatynka przyjmie propozycję jej siostry i odważy się podnieść głowę i wyjść z tego koszmaru z uśmiechem na twarzy. 
-Jeśli chodzi o Lucę, to wszystko się ułoży. Masz nas, i bez względu na wszystko my będziemy obok Ciebie, zawsze. - słowa Kristiny sprawiły, że Thomas i Gregor, którzy mieli zamiar wejść do pokoju małej Lily zatrzymali się w pół kroku. 
-Boję się i to mój największy problem. - szepnęła, uśmiechając się do Lily, która podeszła do niej z niedużym, pluszowym misiem. Chciała zmienić coś w swoim życiu, jednak spędzenie dzieciństwa i nastoletniego okresu życia w domu dziecka, nauczyło ją, że nie zawsze to co chcemy, ma jakikolwiek wpływ na to, co otrzymujemy. Ale, zawsze było jakieś ale. Mając przy sobie zaufane osoby, można odnieść sukces, a droga pod górę nie będzie już tak ciężka. 
-Pomożemy Ci. - Maya ścisnęła jej dłoń, uśmiechając się do niej lekko. Valerie odetchnęła głęboko. Może to było idealne wyjście z sytuacji, w której się znalazła? Druga taka szansa może się nie trafić.
-Dobrze, przyjmę tę pracę. - odpowiedziała, a uśmiech na twarzach sióstr Cerncic dodał jej potrzebnych sił. 

    


 Oberstdorf, Niemcy 28.12.2016 r.


      Stefan leżał na łóżku w pokoju hotelowym w niemieckim Oberstdorf'ie. Wpatrywał się w sufit, wsłuchując się we własny oddech. Chciał wygrać, kolejny raz podnieść orła i zatryumfować. Pokazać, że jest silny, że trzeba się go bać i że to on, jest głównym kandydatem do złotego medalu na zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostwach Świata w fińskim Lahti. Pragnął jedynie udowodnić coś sobie i tym, którzy w niego zwątpili. Pragnął pokazać, że nie jest zabawką, którą można rzucić w kąt w momencie, w którym się znudzi. Tak właśnie poczuł się w momencie, w którym Maria oznajmiła mu, że ma kogoś innego, kogoś kto w odróżnieniu od niego jest w stanie zapewnić jej wszystko czego ona sobie zapragnie. On zawsze myślał, że miłość jest jedyną wartością. Jedyną, która nie wystawia rachunków za wszystkie łzy, przez nią wylane. Tą, która nie rozlicza pięknych wspomnień, pocałunków, wspólnie spędzonych chwil. Widocznie on był jednym z tych, którzy mieli bardziej marzycielskie podejście do tego pięknego uczucia. On chciał po prostu znaleźć na swojej drodze kogoś, kto nie będzie patrzył na osiągnięcia, pieniądze, nazwisko tylko spojrzy na wnętrze. Kogoś kto wyleczy jego poranioną duszę. Serce, które Maria rozbiła na miliardy malutkich kawałeczków, teoretycznie nie nadające się do żadnego uleczenia. 
-Lek na Twoje cierpienia jest banalniejszy niż myślisz. - podskoczył przestraszony słysząc głos swojego przyjaciela. Michael stał oparty plecami o jasną ścianę pokoju hotelowego i od dłuższej chwili uważnie przyglądał się Stefan'owi. Nie był ślepy i dobrze widział, że coś jest nie tak. Myślał, że Kraft'owi udało się pozbierać po rozstaniu z Marie i w końcu pozbierać się do kupy. Najwyraźniej tak nie było. Musiał interweniować, jeśli nie chciał stracić jednego z dwójki najwierniejszych przyjaciół. 
-Długo tu stoisz? - spytał trochę oszołomiony brunet z kilkoma jasnymi pasemkami. Pogrążył się w swoich myślach na tyle, że nie zauważył nawet momentu, w którym blondyn pojawił się w ich wspólnym pokoju. Hayböck zmarszczył brwi, uważnie się mu przyglądając. Martwił się o niego, bał się najgorszego z możliwych scenariuszy. Mając na uwadze Kristinę, w tamtym momencie mógł spodziewać się, każdej z opcji, jaką wystosuje w ich kierunku życie. Życie jest nieprzewidywalne i chyba właśnie to działa na ludzi najbardziej. 
-Czas się pozbierać Stefan. - rzucił, wkładając blade dłonie do kieszeni czarnych, reprezentacyjnych spodni. Kraft spojrzał na niego niepewnym wzrokiem. Czy był, aż tak przewidywalny? Czy wszyscy wiedzieli jakie ma problemy? Czy był, aż tak otwartą księgą? 
Westchnął przysiadając na rogu łóżka, na którym chwilę wcześniej leżał. Nie potrafił uśmiechnąć się szczerze, nie myśląc o bolącej duszy i doszczętnie rozbitym sercu. Potrzebował pomocy, jednak nie był w stanie o nią poprosić. 
-Czas zacząć żyć kolejnym dniem. - dodał uważnie obserwując nieco młodszego do siebie skoczka. Jego słowa, niczym mantra odbiły się głuchym echem w głowie Stefan'a. Nie chciał sprawiać nikomu bólu, nie chciał, żeby ktoś martwił się o niego. Nie chciał stracić przyjaciół, którzy byli dla niego w tamtym momencie na wagę złota. Michael miał rację, musiał zapomnieć o Marii. Musiał pozbyć się myśli, które doprowadzały go do psychicznego obłędu, musiał znaleźć sposób, który pomoże mu zapomnieć o straconych dniach spędzonych u boku Austriaczki, która zniszczyła jego serce. Musiał w końcu znaleźć sposób na poskładanie rozbitego serca i okaleczonej duszy, pełnej niepewności.
     





Grieskirchen, Austria 28.12.2016 r.


     -Jedziesz na Turniej? - pytanie Angeli zwróciło uwagę Rose, która siedząc w kącie salonu domu Pointner'ów dotąd pochłonięta była studiowaniem kolejnych kartek książki, którą pod choinkę dostała od swojego ojca. Choć nie była córką Angeli a dodatkowo owocem niewierności Alexandra, to kobieta bardzo szybko znalazła z nią wspólny język, a łączące je wspólne pasje jedynie zacieśniły tę sympatię. Były trener Austriackich skoczków narciarskich cieszył się z takiego obrotu spraw. Był dumny z tego, że udało mu się wyjść z tego wszystkiego cało. Mieć żonę i córkę, które, choć z oporem to jednak wybaczyły mu wszystko. Młoda studentka z lekkim uśmiechem na ustach spojrzała na średniego wzrostu kobietę wtuloną w niespełna pięćdziesięcioletniego mężczyznę z brodą opartą na jej ramieniu. Nie mogła powiedzieć, że znała swojego ojca, bo nie znała go na tyle, na ile powinna. Chciała go poznać i robiła wiele, żeby to zrobić. On sam o sobie nie chciał mówić. Angelika była w tej kwestii bardziej pomocna, o wiele bardziej pomocna. 
-Thomas dzwonił, że wybierają się wszyscy do Bischofschofen, żeby wspierać chłopaków. Mówił, żebyśmy pojechali i my. - odpowiedział uśmiechając się na pytanie swojej żony. 
-Rose jedziesz z nami? - pytanie pani Pointner zdziwiło dziewczynę. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się jaka odpowiedz była by najwłaściwszą. 
-Nie daj się prosić. - Alexander uśmiechnął się do niej słodko. Miał nadzieję, że jego córka zakocha się w skokach, tak samo jak on. A kto wie, czy dziewczyna nie zatrzyma się przy tej dyscyplinie sportu na dłużej. Pointner jednak nie wiedział o istnieniu jednego z ważniejszych faktów z życia szatynki noszącej jego nazwisko. Pewnej rzeczy, która zniszczyła jej plany i zabrała marzenia. 




♦♦♦

słówko ode mnie :

Przybywam do was z kolejnym rozdziałem i mam nadzieję, że nie zawiodłam was nim. 
Chciałabym serdecznie podziękować za komentarze, które pozostawiliście pod poprzednim rozdziałem. 
Jeśli mogę wyrazić własną opinię na temat tegoż rozdziału to uważam, że nie jest najlepszy. Czegoś mi w nim zabrakło, ale sama nie jestem pewna czego dokładnie. Może długość? 
Za nim zakończę swój wywód to chciałabym zapytać was co powiedzielibyście na opowiadanie, trochę bardziej komediowe ze zdecydowanie większą ilością bohaterów, różnych reprezentacji? 
Adres bloga już mam → Już nigdy więcej!!! , ale co z tego wyniknie zobaczymy. A kogo chcielibyście tam zobaczyć (może wypisywać wiele nazwisk, a ja zobaczę co da się z tym zrobić.) W końcu ponoć skoczkowie narciarscy, to jedna wielka rodzina. 😊

Pozdrawiam was bardzo, bardzo gorąco.
Buziaczki.
Evie.




Komentarze

  1. Świetny rozdział.
    Co do nowego opowiadania, to może Tande, Prevc, Kot, Kraft, Hayboeck, Fettner. Ale decyzja należy do Ciebie.
    Pozdrawiam, Ania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo serdecznie i cieszę się, że Ci się spodobał.
      Co do propozycji wszystkie spiszę i zobaczymy, kto zdobędzie więcej punktów. ☺
      Również pozdrawiam.
      Evie.

      Usuń
  2. Rozdział super. A co do nowego opowiadania to może: Prevc,Tande,Kraft Schlierenzauer, Kot. Decyzja oczywiście należy do ciebie. Pozdrawiam. 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Propozycję bohaterów jak najbardziej mi pasują, ale zobaczymy jak wyjdzie w opowiadaniu.
      Pozdrawiam bardzo gorąco.
      Evie.

      Usuń
  3. U mnie nowy rozdział http://runoflove.blogspot.com/2017/02/4-ja-nie-gryze.html

    a co do skoczków, to może... Prevcowie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnę i dziękuję za wyrażenie opini.
      Pozdrawiam gorąco.
      Evie.

      Usuń
  4. Rozdział świetny! Co do zbiorowego ff chętnie przeczytałabym coś o Kenneth'cie, Stochu i Żyle. Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i opinie.
      Pozdrawiam bardzo gorąco.
      Evie.

      Usuń
  5. Jestem!
    Bardzo fajny rozdział, naprawdę mi się podoba :)
    Co do tego kolejnego opowiadania... ja bym coś chętnie przeczytała o Norwegach, oni by mi tam pasowali do takiej tematyki :)
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i dziękuję za komentarz i opinie.
      Pozdrawiam gorąco.
      Evie.

      Usuń

Prześlij komentarz