Wygrana dziesiąta. ~ "Dzisiaj będę Twoją linią ratowniczą."


    Dzisiaj będę Twoją linią ratowniczą. 



Willingen, Niemcy - 27.01.2017 r.
  
      Z delikatnym uśmiechem na twarzy odebrała od recepcjonistki kartę magnetyczną do drzwi swojego pokoju hotelowego. Choć nie była pewna tego, czy postąpiła słusznie przyjmując propozycję Kristiny i zajmując jej miejsce w kadrze reprezentacji Austrii w skokach narciarskich. Cerncic wiedziała jak bardzo Wagner chciałaby odciąć się od przeszłości, dlatego otworzyła jej drzwi do przyszłości, którą to ciemnowłosa powinna sama sobie utorować.
    Wsiadła do windy, wcisnęła numer piętra na którym znajdował się jej pokój i wsłuchując się w melodię płynącą w windzie błądziła gdzieś między swoimi myślami. Życie nie oszczędziło Valerie Wagner, która mając pięć lat trafiła do domu dziecka, po tym jak jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dwa razy mogła zostać adoptowana, dwa razy kandydaci na jej rodziców się rozmyślali. Zdążyła przywyknąć do tego, że jest nic nie warta i nigdy nie będzie szczęśliwa. Gdy mając dwadzieścia dwa lata jako studentka medycyny poznała Matias'a, starszego od niej doktoranta na wydziale prawa. Zakochała się i nieco później przekonała się jak wielki błąd popełniła. Skończyła studia, zdobyła specjalizację i wyjechała próbując od niego uciec. Udało jej się, w Graz znalazła pracę i spokój, do czasu. Matias znalazł ją dwa miesiące temu. Wtedy właśnie wyznała Kristinie wszystko, mając nadzieję, że była partnerka Morgenstern'a pomoże znaleźć jej wyjście z sytuacji, w której się znalazła. Wysyłając ją do reprezentacji Austrii, znalazła dla niej chwilowe rozwiązanie kłopotu. Reszta należała do niej. 
Drzwi windy otworzyły się a ona robiąc kilka kroków w przód opuściła ją. Rozejrzała się po korytarzu szukając drzwi z numerem 19. Dostrzegła tabliczkę na samym końcu korytarza i powolnym krokiem skierowała się w tamtym kierunku. Odbezpieczyła zamek kartą magnetyczną i gdy miała wchodzić do pokoju usłyszała głośny śmiech gdzieś za sobą. Odwróciła się napotykając na czwórkę skoczków, którzy chwilę po niej wysiedli z windy. Trzech z nich z uśmiechami machali kobiecie, czwarty natomiast wpatrzony w ekran swojego telefonu nie zwrócił na nią uwagi, oczywiście do czasu.
-Mogłaś zadzwonić przyjechalibyśmy po Ciebie. - powiedział Stefan stając w pół kroku. Za nim to samo uczynili Michael i Gregor, Manuel idący tuż za nimi z braku wyboru zrobił to samo. 
-Kiedyś często bywałam w tej okolicy, więc trafienie do tego hotelu nie było dla mnie problemem. - mina na twarzy Fettner'a znacznie się zmieniła co nie uszło uwadze Schlierenzauer'a stojącego obok niego. Zmarszczył brwi czekając na rozwój sytuacji. Manuel natomiast nie wiedział czy ma omamy słuchowe, czy na prawdę głos, który chwilę wcześniej usłyszał należy do kobiety, którą bardzo dobrze zna, choć nie widział wiele lat. Zgasił wyświetlacz telefonu i niepewnie uniósł głowę. Jego spojrzenie i spojrzenie Valerie spotkały się a niedowierzaniom nie było końca. 
Valerie Wagner, którą znał była nieśmiałą, szczupłą dziewczyną z długimi nieco jaśniejszymi niż teraz włosami. Inteligentną, przybitą rodzinną tragedią. I choć miała zaledwie pięć lat, gdy straciła rodziców jako uczestniczka tego feralnego wypadku przeżyła tę tragedię wyjątkowo boleśnie. 
Obecna Valerie Wagner była piękną kobietą z idealną figurą, wyjątkowym uśmiechem i smutnym spojrzeniem, które dawało do zrozumienia, że życie nie było dla niej hojne. Choć wyglądała zupełnie inaczej niż ponad dziesięć lat temu, rozpoznał ją od razu. 
Michael, Stefan i Gregor uważnie ich obserwowali, próbując wyciągnąć wnioski z tej sytuacji. Czy Manuel i Valerie znali się?
-Val. - szepnął a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Ona kiwała niedowierzająco głową uważnie lustrując mężczyznę stojącego kilka metrów od niej. Tak długo go nie widziała, tak wiele lat minęło, a on nie zmienił się prawie wcale. Może jedynie wyprzystojniał. Podszedł do niej zamykając ją w swoich ramionach. W dzieciństwie dużo razem przeszli. Był dla niej podporą, oferował wszechstronną pomoc, niczego nigdy nie odmówił. Był obok gdy go potrzebowała. Był dla niej kawałkiem normalności. 
-Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś Cię spotkam. - szepnęła, mocniej się w niego wtulając. Zaśmiał się pod nosem zaciekawiając tym jeszcze bardziej swoich przyjaciół uważnie ich obserwujących. Trójka skoczków jedynie wymieniła się porozumiewawczymi spojrzeniami. 
-Najwidoczniej przeznaczenie chcę, żebym znów był obok Ciebie. - powiedział wywołując uśmiech na jej twarzy. Zawsze gdy był obok wszystko wydawało jej się nieco prostsze, a strach nie był odczuwalny tak bardzo. 
-Znacie się? - pytanie Schlierenzauer'a sprawiło, że spojrzeli na nich i zrezygnowali z uścisku, w którym znajdowali się od kilku minut. Manuel rzucił przyjaciołom jedno ze swoich firmowych spojrzeń, Valerie natomiast jedynie spuściła wzrok. Nie lubiła opowiadać o sobie, swojej przeszłości i tym co przeszła. Robiła to bardzo rzadko, a praktycznie w ogóle. 
-Moja mama była wychowawcą w domu dziecka, w którym była Valerie. Traktowała ją jak córkę, na początku byłem zazdrosny i nie znosiłem jej, ale z czasem polubiłem. - spojrzała na niego z ukosa, gdy z lekkim uśmiechem na ustach wypowiadał owe zdania. Ten jedynie uśmiechnął się do niej słodko, poruszył brwiami i uniósł kciuk do góry. Zawsze tak ją rozbrajał i sprawiał, że zły humor uciekał w zapomnienie. Westchnęła jedynie kręcąc głową, czym rozbawiła pozostałą trójkę. 
-Niestety go znam. - dodała cicho, ale tak aby to usłyszał. 


      Siedziała na łóżku z książką na kolanach, gdy do drzwi jej pokoju hotelowego rozległo się ciche pukanie. Zdjęła okulary korekcyjne, odkładając je na małą szafkę stojącą przy łóżku. Zsunęła się z łóżka, zarzucając na ramiona szlafrok i zawiązując jego jasny pasek. Wsunęła stopy w ciepłe kapcie i stawiając cicho kroki skierowała się do małego przedpokoju oddzielającego "sypialnię" od wyjścia na korytarz. Nie zdziwiła się, gdy na progu pokoju dostrzegła Manuela z uśmiechem na twarzy i dwoma porcelanowymi kubkami, nad którymi unosiła się para wodna. Odsunęła się w bok, otwierając szerzej drzwi i wpuszczając skoczka do środka. Musiała przyznać, że fakt, że Fettner będzie obok niej bardzo ją podbudowywał i dawał nadzieję na to, że wszystko jakoś się ułoży. 
-Pomyślałem, że może masz ochotę na gorącą czekoladę. - powiedział wyciągając w jej kierunku jeden z kubków. Uśmiechnęła się, delikatnie kiwając głową i zabierając go od mężczyzny. W ciągu prawie dziesięciu lat rozłąki, nadal pamiętał, że gorąca czekolada była jej ulubionym napojem. 
-Nie zapomniałeś? - zapytała, zaciekawiona tym faktem. Ona zdążyła przez ten czas zapomnieć tak wiele faktów, z jego życia. Zapomnieć o tym, że tak bardzo chciał zostać skoczkiem narciarskim. 
-Nie. - odpowiedział uśmiechając się do niej. Gdy dziś zobaczył ją na hotelowym korytarzu dotarło do niego, że brakowało mu jej. Że bez jej osoby w jego życiu czegoś nie było. Gdy byli nastolatkami byli nierozłączni, zawsze razem. Zawsze obok. 
-Tęskniłam za Tobą. - uśmiechnął się pod nosem, słysząc wypowiedziane przez nią słowa. Gdy usiedli na łóżku objął ją w pasie i położył swoją głowę na jej ramieniu. Zawsze wierzył w to, że jeszcze kiedyś los ich ze sobą spotka, nie sądził, że zrobi to tak szybko. Miał nadzieję, że tym razem już na zawsze będą obok siebie.
-Ja za Tobą też. - odpowiedział jej delikatnie ściskając jej dłoń. Pocałowała go w czoło. W jej głowie błysnęła myśl, że może dzięki niemu jej życie w końcu nabierze odpowiednich kolorów. Że mając go obok uda jej się na zawsze zerwać z przeszłością, zacząć nowe życie. 



"Znów Cię spotykam i wiem, że zrobię wszystko żebyś w końcu była szczęśliwa."

▬  ▬

-Chcę być szczęśliwy, to chyba nic złego? - zapytał siedzących na łóżku jego pokoju hotelowego Gregor'a i Mayę. Schlierenzauer siedział oparty o ścianę zerkając co i raz w dokumenty, które leżały na kolanach May'i. Blondynka podniosła wzrok i spojrzała na Severin'a, który skulony siedział na podłodze, w kącie hotelowego pokoju. Nie rozumiał dlaczego Gloria nie chcę z nim rozmawiać, dlaczego nie odbiera jego telefonów, nie odpisuje na wiadomości. Nawet jej brat tego nie wiedział. Ona nie chciała nic na ten temat powiedzieć. 
-To wszystko się jeszcze ułoży, zobaczysz. - Maya uśmiechnęła się do niego delikatnie, spoglądając na siedzącego obok niej Gregor'a. 
-Nie wiem, czy potrafię czekać. Nie wiem czy mam jeszcze jakiekolwiek szanse na to, żeby być szczęśliwym u boku Glorii. - spuścił głowę, przeczesując palcami swoje włosy. Miał coraz mniej nadziei na to, że uda mu się w końcu być szczęśliwym. Gloria była idealną kandydatką na jego żonę i matkę jego dzieci. Chciał żeby była częścią jego życia. Miał się jej oświadczyć, niestety ona z nim zerwała a on nie wiedział właściwie dlaczego. 


"Nie potrafię przestać o Tobie myśleć, śnisz mi się po nocach. Kocham Cię jak wariat."


Spittal an der Drau, Austria 27.01.2017 r.

-Lily odebrałem tak jak obiecałem i zrobiłem Ci zakupy przy okazji. - powiedział wchodząc do kuchni domu Kristiny. Uśmiech gościł na jego twarzy, gdy kładł na ciemnym blacie siatki wypełnione produktami wybranymi w jednym z Innsbruck'ich dyskontów. Dopiero po chwili odwrócił się i zamarł widząc siedzącą na podłodze, pod oknem Kristinę, której policzki zdobiły łzy. Stawiając kilka kroków, szybko znalazł się obok niej. Usiadł obok niej, wyciągając z jej dłoni kilka kartek z logiem najlepszej austriackiej kliniki onkologicznej. Szybko, wystraszonym wzrokiem przewertował komputerowe, pochyłe pismo próbując wyłapać jak najwięcej istotnych szczegółów. 
-Bez przeszczepu się nie uda Thomas. - powiedziała cichym, łamiącym się głosem. Po rozmowie telefonicznej z profesorem Braun'em wiedziała już, że jeśli chcę żyć musi podjąć walkę z przeznaczeniem. Choć przeszczep komórek macierzystych był najlepszym wyjściem z sytuacji, w której się znalazła wiedziała, że jeśli w najbliższym czasie nie znajdzie się ktoś, kto byłby nosicielem zgodnych komórek, ona tę walkę przegra. Tego nie chciała. Nie chciała odejść tak szybko. Kartki wypadły mu z rąk, gdy sens wypowiedzianych przez nią słów dotarł do niego. 
-Damy radę, rozumiesz? - chwycił jej podbródek unosząc go tak, żeby spojrzała na jego osobę. 
-Będziemy szukać Twojego genetycznego bliźniaka. Znajdziemy, wygramy. Musisz być silna. Ja Cię nie zostawię rozumiesz? - pokiwała mu twierdząco głową, po czym wtuliła w niego, mocno zaciskając dłonie na materiale jego kurtki. Chciała obudzić się z tego koszmaru. Chciała, żeby to wszystko okazało się snem, z którego mogłaby się obudzić i żyć tak jak robiła to wcześniej. 
-Nie zostawię, Cię. - powtórzył lekko przeczesując jej włosy. Na krótką chwilę zamknął oczy, mając nadzieję, że i on obudzi się z koszmaru, który ze snu przerodził się w realne życie. 

Następnego dnia...

   Cicho zamknął drzwi domu Kristiny. W przedpokoju zdjął zabłocone, zimowe buty i kurtkę, którą zarzucił wychodząc z domu swoich rodziców. Całą noc myślał nad tym, co spotykało jego byłą partnerkę. Była dobrym człowiekiem, zawsze uśmiechnięta z wyciągniętą pomocną dłonią. Nic złego nie zrobiła, a mimo to los wyciągnął jej zupełnie nie tę kartkę, którą powinien. Nad ranem zaczęły pojawiać się w jego głowie myśli mówiące, że to wszystko było karą za jego grzechy. Za wszystkie błędy, które popełnił, za zdradę, której się dopuścił. Niebo chciało, żeby cierpiał. Piekło zrozumiało to opacznie, skazując na cierpienie blondynkę. Nie łudził się, że to jedynie przypadek. Brał wszystko na swoje barki. Wiedział, że jeśli przegra z chorobą, on nigdy się z tym nie pogodzi i do samego końca obwiniał będzie siebie. Przejechał zimną ręką po swojej zaspanej twarzy. Całą noc przewracał się z boku na bok próbując zasnąć. Niestety Morfeusz postanowił dać dojść do głosu jego sumieniu oraz sercu, które dały mu jasno do zrozumienia, że powinien być obok blondynki, żeby odkupić swoje winy. Położył dłoń na jasnej klamce drzwi łączących przedpokój z korytarzem prowadzącym do kuchni połączonej z salonem. Drzwi nie skrzypnęły, tak jak robiły to dotąd. Gdy miał zamiar zapalić światło w ciemnym korytarzu do jego uszu dobiły się strzępki rozmowy Kristiny z tak bardzo dobrze znanymi mu osobami. Zdziwienie wkradło się na jego twarz, gdy oprócz głosu Sabriny, rozpoznał również głos Silvii, jego byłej kochanki. 
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Przecież nie raz byłaś świadkiem tego, jak pacjenci naszego szpitala zdrowieli. Wygrywali z białaczką. - Sabrina objęła Kristinę ramieniem, a pani domu z lekkim uśmiechem na twarzy otarła policzek zdobiony przez łzy. Cieszyła się, że poza siostrą, Thomas'em, skoczkami Austriackiej reprezentacji miała również je. Sabrina była przyjaciółką zarówno jej, jak i Thomas'a. Była jedyną dziewczyną, która nigdy nie była zazdrosna o Morgenstern'a i zawsze obdarzała ją szczerym, prawdziwym uśmiechem. Sama była szczęśliwą narzeczoną Martina Schmitt'a onkologa, również ich przyjaciela. Razem się wychowywali, kończyli szkołę. Silvię z czasem również polubiła, choć ta zniszczyła jej związek z Morgenstern'em nie darzyła jej nienawiścią. Wybaczyła jej to, że łączyło ją coś więcej niż tylko przyjaźń z ojcem jej córki. W momencie, w którym dowiedziała się o chorobie i walczyła z nią, nie miały znaczenia żadne ich perypetie. Liczyła się tylko blondynka i jej walka. Walka ze śmiercią, o życie. 
-Masz nas, masz Mayę, chłopaków z kadry, rodziców, rodziców Thomas'a, Lily i Thomas'a. Masz dla kogo walczyć. Musisz dla nich stoczyć tą walkę. - Silvia zamknęła jej dłonie w swoich i nieznacznie się uśmiechnęła. Gdy poznała blondynkę, zdała sobie sprawę jak wielkie świństwo jej zrobiła. Zniszczyła coś, co ona i Morgenstern budowali przez długie lata. Wtedy była zranioną kobietą, szukającą pocieszenia. Thomas chciał jej pomóc, jednak nie skończyło się to, tak jak powinno. Choć był to tylko jeden raz, żałowała tego, że zniszczył coś co mogło być niesamowitą budowlą. Zniszczyła rodzinę, którą mieli stworzyć. Jej zdziwienie było zrozumiałe, gdy usłyszała od blondynki, że jej wybacza. Że rozumie i pewnie podobnie by to wyglądało, gdyby była w jej sytuacji. Ona miała zawsze pomoc w Gregorze, Severinie i Andreasie. Zawsze jej pomagali, nawet wtedy, gdy nie odważyła się im powiedzieć o tym, że potrzebuje pomocy. Andreas w pewnym momencie nawet można powiedzieć zamieszkał w jej domu. Pomógł jej się podnieść. Thomas'owi natomiast cała trójka dobitnie powiedziała co o nim myśli. Zmienili swoje stosunki względem jego osoby, gdy kiedyś po pijaku powiedział im kilka rzeczy. Wiedzieli bowiem dobrze, że Morgenstern najbardziej szczery jest wtedy gdy wypije, albo gdy się boi. 
   Pożegnała kobiety delikatnym, ale szczerym uśmiechem na swojej twarzy. Zamknęła za nimi drzwi nie zauważając śladów, które pozostawił po sobie Morgenstern. Opuściła przedpokój, zamknęła drzwi i zamarła widząc w progu kuchni Thomas'a. Nie słyszała kiedy wszedł, nie zorientowała się, że był w pomieszczeniu. Wiedziała, że czeka ją długa rozmowa dotycząca jej znajomości z Silvią Stöttinger. 
   Ze zmrużonymi oczami przysłuchiwał się opowieści, którą opowiadała mu Kristina. Nie miał jej za złe tego, ze ukrywała przed nim fakt istnienia znajomości z jego byłą kochanką. Bo to, było niczym względem tego jak zachował się on. Jednak najbardziej ranił go fakt, że kobieta nic mu na ten temat nie powiedziała. Skoro się polubiły, to przecież on mógł o tym wiedzieć. Nie rozumiał. Nie potrafił tego zrozumieć. 
-To tyle. - zakończyła, niepewnie przenosząc wzrok z ciemnej ściany salonu, na siedzącego obok niej na kanapie Morgenstern'a. Gdyby nie fakt, że dzisiejszego popołudnia sam dowiedział się o istnieniu jej relacji z Silvią, ona sama nigdy by mu o tym nie powiedziała. Wiedziała bowiem, że nurtował go będzie fakt tego, że jemu zdrady nie wybaczyła, kobiecie natomiast dała drugą szansę. Przez długi czas wpatrywał się przed siebie, a jego myśli błądziły gdzieś między jednym końcem mózgu, a drugim. Zastanawiał się dlaczego życie, aż tak chcę ich wszystkich wypróbować. Jaki ma w tym cel. Wrócił do żywych dopiero w momencie, w którym zimna dłoń blondynki znalazła się na jego splecionych dłoniach. 
-To wszystko jest chore. - zaśmiała się patrząc w jego oczy. Od momentu, w którym jej ojciec, podarował byłemu skoczkowi swoją firmę jej relacje z nim zaczęły się ocieplać. A od zaistnienia faktu, jej choroby wręcz wracały na tory sprzed kilku lat. 
-Może powinniśmy to zmienić? - zapytał, a ona usłyszała nawet nutkę śmiechu w jego głosie. Zmarszczyła brwi i rzuciła mu pytające spojrzenie. Była ciekawa odpowiedzi jakie udzieli na zadane przez siebie pytanie. 
-Co masz na myśli? - spytała. 
-Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. - spojrzała na niego niepewnie. Nie spodziewała się odpowiedzi takiego kalibru. Widząc jej wyraz twarzy zdał sobie sprawę, że to nie była odpowiedz, którą chciała usłyszeć. Westchnął, definitywnie się poddając. Widocznie zbyt wiele błędów popełnił, żeby dostać od niej kolejną szansę. Nadużył jej cierpliwości, miłości, złamał serce. I choć nie oczekiwał zbyt wiele, bo chciał jedynie być obok niej najczęściej jak się tylko da, to wiedział, że nie mają szans na przyjacielskie relacje. Podniósł się z sofy i na pożegnanie jedynie złożył całusa na jej dłonie i po chwili na czole, zostawiając ją zdziwioną, zszokowaną na sofie. Cicho wszedł do przedpokoju. Kristina otrząsnęła się dopiero w momencie, w którym usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. 'Przecież wiesz, że bez niego niczego nie osiągniesz. Jest z Tobą zawsze, zrobiłby dla Ciebie wszystko. Zdradził Cię, mówi się trudno. Ale teraz, gdy jesteś w potrzebie on jest obok, i wcale nie z litości. Zatrzymaj go.' Głos w jej głowie, który ewidentnie wkroczył do walki o jej dusze, serce, sumienie i życie sprawił, że zaczynała staczać z samą sobą walkę, o miejsce w jej życiu dla Thomas'a Morgenstern'a. 
   W jednej chwili zerwała się z sofy i jak w amoku wybiegła z domu, z nadzieją, że uda jej się dogonić Morgenstern'a i zatrzymać go przy sobie tak długo jak będzie chciał być obok niej. 
-Thomas! - odwrócił się, gdy usłyszał jej głos. Przeraził się, gdy zobaczył, że biegnie w jego kierunku jedynie w tenisówkach i wełnianym swetrze, gdy na termometrze odnotowane było minus dziesięć stopni, a ona sama ze względu na swoją chorobę nie mogła narażać się na jakąkolwiek infekcję. 
-Zwariowałaś?! Przecież ty nie możesz się zaziębić! - zdjął swoją kurtkę zarzucając na jej ramiona. Bał się, że infekcja, której ewentualnie miałaby się nabawić stojąc razem z nim na zimnie i mrozie. 
-Nie wiem jak to wszystko się potoczy, nie wiem jak nasza historia się skończy. Wiem jednak, że bez Ciebie nie dam rady, nie uda mi się walczyć nie mając Ciebie obok siebie. - uśmiechnął się delikatnie obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie. Pocałował ją w czoło, zamykając ją w swoich silnych ramionach. Cieszył się z takiego obrotu spraw. Cieszył się, że otrzymał od niej drugą szansę. 
-Będę obok na dobre i na złe. - szepnął przeczesując dłonią jej jasne włosy.


Znalezione obrazy dla zapytania thomas morgenstern gif
"Wiele błędów popełniliśmy, może czas najwyższy zacząć je naprawiać i zagrać z życiem drugą partię pokera?"

♦♦♦

słówko ode mnie:

     Dziś rozdział chyba najdłuższy ze wszystkich, które dotąd umieściłam na tym blogu. Dziękuję wam kochane za wszystkie komentarze, które pozostawiłyście pod poprzednimi rozdziałami. Jesteście dla mnie wielką motywacją i dla was chcę pisać tę historię. To, że jesteście tu ze mną jest dla mnie bardzo ważne. Wręcz najważniejsze. Czekam tylko na waszą opinię, bo dla autora opinia czytelnika jest najważniejsza. 

     Za wszelkie błędy, które zrobiłam bardzo was przepraszam, mam również nadzieję, że mi wybaczycie. 

Pozdrawiam was bardzo gorąco kochane.
Buziaczki.
Evie.






Komentarze

  1. Jest super :)
    Akcja się coraz bardziej rozkręca, nie mogę się doczekać nastepnego.
    Wszystkie wątki są wciągające i trzymają w napięciu ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję 😊
      Cieszę się, że poda Ci się moje opowiadanie.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Bardzo dużo dla mnie znaczy wyrażona przez Ciebie opinia.
      Również pozdrawiam.
      Buziaczki. ;)

      Usuń
  2. Mam nadzieję,że znajdzie się dawca dla Kristiny. Rozdział oczywiście cudowny, fantastyczny itp. Czekam z niecierpliwością na następny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze to zawsze mieć nadzieję.
      Dziękuję z całego serca za komentarz.
      Pozdrawiam bardzo gorąco.
      Buziaczki ;)

      Usuń
  3. Jestem!
    Świetny rozdział, naprawdę mi się podoba :)
    Coraz więcej zaczyna nam się dziać... i cały czas mam ogromną nadzieję, że Kristina niedługo będzie zdrowa, że znajdzie się dla niej ten dawca, który uratuje jej życie. Cóż, czasem nadzieja jest jedyną rzeczą, która człowiekowi pozostaje, jak to mówią... :)
    Weny, buziaki :**
    PS. I zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś.
      Dziękuję bardzo serdecznie.
      Akcja po woli się nam rozkręca. Co do Kristiny, zobaczymy jak to wszystko się ułoży.
      Dziękuję serdecznie za komentarz i życzenia weny.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Kristina musi wyzdrowieć! Ma dla kogo walczyć i wierzę, że będąc z Thomasem się jej to uda. Trzymam za nich kciuki. Rozdział jak zawsze super. Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy jak to wszystko będzie.
      Dziękuję serdecznie za komentarz.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Cudo, wręcz bomba.
    Nie mogę doczekać się kolejnego.
    Całuski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny! Nie moge sie doczekac kolejnego.
    Zapraszam do siebie na nowy http://przypadkowaamilosc.blogspot.com/2017/03/rozdzia-9.html
    Pozdroo ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo serdecznie.
      Jutro następny.
      Pozdrawiam gorąco.
      Ps. Na pewno zajrzę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty