Wygrana ósma ~ "Porażka tkwi utajniona w każdym sukcesie, a w każdej porażce kryje się sukces."


"Porażka tkwi utajniona w każdym sukcesie, a w każdej porażce kryje się sukces."


Bischofshofen, Austria 06.01.2017 r.

     Pogratulował Kamilowi z uśmiechem na twarzy. Choć przegrał, to nie czuł się przegranym. Skacząc daleko i zajmując czwarte miejsce w konkursie udowodnił, że trzeba się z nim liczyć. Jednego orła już na półce w swoim domu posiadał, jego narciarski idol nie miał jeszcze żadnego w swoim dorobku. Stoch przytulił go do siebie, z uśmiechem na twarzy. Austriaka ze wszystkich skoczków innych reprezentacji lubił jednak najbardziej. Brunet miał w sobie coś niezwykłego, co wszystkich do niego przyciągało, nikt jednak nie wiedział co takiego.
-Jesteś świetny i nie zapominaj o tym. - szepnął do niego, klepiąc go po plecach. Polski mistrz czuł gdzieś w kościach, że to właśnie Stefan w najbliższym czasie będzie tym najlepszym z najlepszych.
-Dziękuję. - uśmiechnął się do niego delikatnie, lekko klepiąc go w ramię. Poczuł się zdecydowanie lepiej wiedząc, że poza najbliższymi, wierzą w niego nawet, jego rywale. To dodało mu dużo więcej pewności w możliwości samego siebie niż miał ich dotąd. 
   

      Uśmiechnął się szeroko, gdy dostrzegł biegnącą w jego kierunku córkę Thomasa i Kristiny, Lily z różowym balonikiem trzymanym na sznurku, mocno w swoich dłoniach. Uwielbiała tego wyjątkowego jej zdaniem skoczka. Jedynego przyjaciela swojego taty, który zawsze bawił się z nią siedząc na podłodze w jej małym pokoju. Bawił się w dom, pił z nią wymyśloną herbatę. Chciałaby, żeby spędzał z nią więcej czasu. Uśmiechnęła się do niego promiennie, gdy znalazła się już na jego rękach. Musiał przyznać, że uwielbiał dzieci, a one uwielbiały jego. Zawsze gdy miał tylko wolną chwilę pomagał swoim sąsiadkom, zostając z ich pociechami, gdy te musiały wyskoczyć albo do urzędu, albo do sklepu na zakupy. Nigdy nikt na jego opiekę nie narzekał. 
-Wujet byłeś taaaaaki świetny. - zaśmiał się, gdy dziewczynka obszernie pokazała dłońmi w powietrzu. Pocałował małą blondynkę w czoło, po czym poprawił jej różową czapkę, naciągając szczelnie na wystające uszy. 
-Dla mnie byłeś najlepszy. - szepnęła Maya stając obok niego z dwoma kubkami gorącej czekolady. Odwrócił twarz w jej stronę, uśmiechając się do niej delikatnie. Nie wiedział dlaczego wszyscy chcieli tak bardzo umocnić w nim poczucie jego własnej wartości. Musiał jednak przyznać, że bardzo mu się to spodobało. 
-Wujet a ja Cię kofam. - Stefan i Maya zaśmiali się głośno, gdy dziewczynka przyłożyła swoją twarz do klatki piersiowej Kraft'a. 
-Ja Ciebie też mój najpiękniejszy kwiatuszku. - odpowiedział całując dziewczynkę kolejny raz w czoło. Zazdrościł Morgenstern'owi tak wyjątkowego dziecka. Cudownej córeczki, którą poza jej rodzicami kochali chyba wszyscy, którzy ją znali. 
-To dla Ciebie. - dodała podając mu biały sznureczek, na którym zawiązany był jasny, różowy balonik jaki dostała od pewnego pana pod skocznią. Uśmiechnął się do niej szeroko, odbierając sznurek z jej dłoni. 
-Puścimy go w powietrze, żeby sobie pofruwał tak jak ja i chłopaki? - zapytał, unosząc brwi do góry. Ona na to uśmiechnęła się szeroko, klasnęła w dłonie i wpatrywała się jak zaczarowana w balonik, który szybował do góry wzbijany przez delikatne podmuchy zimowego wiatru. Cała trójka uważnie obserwowała jak zmienia swoje położenie w przestrzeni. W tamtym momencie pomyślał, że chciałbym mieć kogoś, kto pomógłby mu się wzbić w powietrze i fruwać nie bojąc się o nic, nie zważając na zupełnie nic. Niestety, jak dotąd nie udało mu się znaleźć nikogo takiego. 
-Kochanie, czy ty zawsze musisz męczyć Stefana? - pytanie, które padło z ust Kristiny sprawiło, że cała trójka oderwała wzrok od balona, który wzbijał się coraz wyżej tnąc powietrze i omijając chmury znajdujące się na ciemnym, nocnym niebie.
-Ja go taaaaaak bardzo kofam. - odpowiedziała wywołując szeroki uśmiech na ustach dorosłych, którzy przyglądali się im z zaciekawieniem. 
     
       
       Thomas Morgenstern, który dotąd ochoczo wdawał się w rozmowy ze swoimi kolegami ze skoczni kątem oka zauważył szeroki uśmiech na twarzy matki swojej córki. Był pod wrażeniem tego jak maskuje swoją chorobę, ten poniekąd wyrok, który wydał na nią los. Miał jednak nadzieję, że uda jej się wygrać, wyjść z tego z podniesioną głową. Nie mógł sobie wyobrazić świata bez niej. Zbyt dużo razem przeżyli, przeszli, żeby teraz u boku, któregoś z nich, zabrakło tego drugiego. Cieszył go jednak fakt, że udało mu się wyciągnąć ją do tej Austriackiej miejscowości, między ludzi, którzy nie gryzą. Musiał przyznać sam, przed sobą, że wszystkie dni, które razem spędzili były tymi, które na dobre wryły się w jego pamięć. Wszystkie wakacje spędzone wspólnie, pocałunki na ganku domu jego babci, spacery w świetle księżyca, wspólne kolacje, noce i poranki ze śniadaniami do łóżka. Wszystkie bukiety czerwonych róż, które od niego dostała, te piękne słowa, które szeptała mu do ucha w momentach zwątpienia. Te kciuki, które trzymała gdy siadał na belce, odbijał się od progu i lądował. Był jej wdzięczny za wszystko co dla niego zrobiła. Jednak ten jeden, jedyny moment był najpiękniejszym. Moment, w którym ze łzami w oczach oznajmiła mu, że zostaną rodzicami. Wielokrotnie pytał ją, dlaczego wtedy płakała, ona nigdy nie odpowiedziała na jego pytanie. Była przy nim zawsze, nie wahałaby się, gdyby musiała skoczyć za nim w ogień ... a on ją zdradził. Tak po prostu, choć z oporami, ale to zrobił. Od tamtego momentu, nie był w stanie spojrzeć na nią bez wyrzutów sumienia. Miał jednak nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym wybaczy samemu sobie to, co zrobił. 
       W pewnym momencie Kristina odwróciła głowę w jego kierunku, uśmiechnęła się do niego delikatnie. W taki sposób jak robiła to zawsze gdy kładł głowę na jej kolanach, zamykał oczy i próbował znaleźć wewnętrzny spokój. 



-Gdzie zgubiłaś Morgi'ego? - zapytał Gregor obejmując Kristinę w pasie. Pocałował blondynkę w policzek i uśmiechnął się promiennie do Stefan'a, May'i i Lily rozbawionych reakcją blondynki. Kristina przewróciła oczami, delikatnie uderzając Schlierenzauer'a w czoło, skoczek jedynie zrobił minę niepocieszonego dziecka, ale nie odsunął się od niej, tylko oparł brodę o jej ramię. 
-Poszedł porozmawiać z kolegami. - odpowiedział uśmiechając się do niego słodko. Dzięki rodzinie i przyjaciołom było jej łatwiej żyć z myślą o białaczce, która mogła zaatakować ją mocniej, każdego kolejnego dnia. Była im bardzo wdzięczna, za to, co dla niej robili. Podporządkowali swoje życie pod nią. 
-Też bym poszedł, ale mi się nie chcę. - bąknął pod nosem wzdychając głośno. Kraft rzucił May'i zabawne spojrzenie co sprawiło, że blondynka zaśmiała się pod nosem zwracając na siebie uwagę Gregor'a.
-Co? - zapytał ciekawy powodu tak szampańskiego nastroju swojej przyjaciółki. 
-Nic. - odpowiedziała upijając łyk ciepłej jeszcze czekolady, która znajdowała się w jej kubku. 
-Ty, a ty kiedy ruszysz to swoje tłuste dupsko i raczysz wrócić na skocznie? - pytanie Fettner'a i jego uderzenie Schlierenzauer'a w plecy sprawiło, że skoczek podskoczył w miejscu. Kristina o którą się opierał jedynie westchnęła kręcąc głową. W pewnych momentach miała wrażenie, że skoczkowie narciarscy to małe dzieci. 
-Jeśli Cię to uszczęśliwi to mam zamiar skakać w Wiśle. - odpowiedział uśmiechając się do Manuel'a szeroko. Jego deklaracja uszczęśliwiła nie tylko Fettner'a, nie tylko Austriaków, ale i wszystkich innych, którzy usłyszeli o tej wiadomości. Musieli przyznać, że skoki bez Gregor'a, nie były tym samym, czym były z nim. On miał w sobie coś takiego, co czarowało tę dyscyplinę sportu i dodawało rywalizacji na skoczni zdecydowanie więcej kolorów. 
-Mamo, spać. - powiedziała Lily ziewając i przeciągając się przeciągle w ramionach Stefan'a. Kraft uśmiechnął się do niej lekko, dając jej pstryczka zaczerwieniony pod wpływem zimna nosek. Kristina rozejrzała się dokoła, szukając wzrokiem Thomas'a. Dostrzegła go stojącego obok polskich skoczków. 
-Pójdę po Thomas'a i zaraz będziemy jechać do domu. Zajmiecie się Lily? - Stefan pokiwał jej z aprobatą głową, po czym usiadł na drewnianej ławce, sadzając sobie jej córkę na kolana. Ta jedynie wtuliła się w niego i zamknęła oczy. 
-Jak myślicie, czy Thomas i Kristina jeszcze kiedyś się zejdą? - zapytał Michael opierając się o metalową barierkę i krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej. Każdy ze skoczków uważnie przyglądał się dwójce przyjaciół, którzy stojąc obok siebie rozmawiali z grupką skoczków i ich partnerkami. Musieli przyznać, że odpowiedz na to pytanie bardzo ich nurtowała. Nie kryli jednak tego, że kibicowali im z całych sił. Liczyli nawet na to, że choroba blondynki na nowo zbliży ich do siebie. May'a podzielała ich zdanie, ich pragnienia. Bardzo chciała szczęścia swojej siostry, a znając ją wiedziała, że gdzieś głęboko w jej sercu tli się jeszcze uczucie do Morgenstern'a. Wierzyła w to, że jej choroba będzie jedynie zapałką, która zrodzi jeszcze wiele ich wspólnych chwil.
-Zobaczymy, co pokaże czas. - skomentował Gregor uśmiechając się pod nosem, gdy zauważył jak Thomas przytula do siebie Kristinę, gdy ta lekko zaciska dłoń Stocha w swojej dłoni. Wieść o jej chorobie rozniosła się jedynie między skoczkami, którzy zapewnili już Thomas'a, że jeśli będzie taka możliwość i potrzeba poddadzą się niezbędnym badaniom, aby uratować kobietę. Morgenstern był im wdzięczny, za wszystko był im wdzięczny. 

   

 •••

      Delikatne podmuchy mroźnego, zimowego wiatru otulały skocznię opatulając chmurami szczyty gór oraz skocznię, na której kilkadziesiąt minut wcześniej zakończył się ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Stefan Kraft, który jako ostatni został na terenie skoczni oparł swoje dłonie o metalową barierkę, odgradzającą zeskok skoczni od trybun. Na krótką chwilę przymknął powieki i wpuścił do swoich nozdrzy świeże, zimowe powietrze, które miałoby go oczyścić.
Długo myślał nad całym swoim dotychczasowym życiem zarówno prywatnym, jak i tym sportowym. W prywatnym nie szło mu najlepiej, odkąd dowiedział się o prawdziwej naturze Marie, szybko wyniósł się z mieszkania znajdując schronienie u najlepszego przyjaciela. Było mu głupio, że wcześniej nie uwierzył w podejrzenia, które w kierunku szatynki kierował Michael. 
Sportowe, choć z nieco lepszymi perspektywami na jutro, spędzały mu sen z powiek. Mistrzostwa Świata w Lahti zbliżały się już coraz szybciej, a on bał się tego, że jego forma przyjdzie zbyt późno. Chciał odnieść sukces i pokazać wszystkim tym, którzy w niego zwątpili, że nie mieli racji. Chciał pokazać im, że to on ma ostatnie zdanie w kwestii samego siebie. 
-Zmarzniesz. - aksamitny głos dochodzący gdzieś zza jego pleców wyrwał go z zamyślenia, przerywając błądzący bieg myśli w jego umyśle. Uśmiechnął się delikatnie, pod nosem gdy do jego nozdrzy wdarły się piękne, łagodne perfumy o zapachu róż. Chwilę później obok niego pojawiła się blondynka ubrana w jasne spodnie jeans'owe i nieco ciemniejszą zimową kurtkę sportową. Jej blond włosy zakryte były kolorową czapką, z pod której widać było jedynie długi warkocz i kilka kosmyków włosów z niego swobodnie wychodzących. 
-Nie, przyzwyczaiłem się. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Musiał przyznać, że jej troska o niego bardzo mu się spodobała. Z resztą odkąd pamiętał, jeszcze w szkole się o niego troszczyła. Maya idąc w jego ślady oparła dłonie okryte ciemnym materiałem, na jasnej metalowej barierce. Musiała przyznać, że odkąd brunet znów pojawił się w jej życiu, to zyskało jeszcze większy sens. Pamięta jak często mogła usiąść z nim i bez słowa pomilczeć, wpatrując się w jasny sufit. Tak po prostu porozmawiać o wszystkim i niczym. Przytulić się do niego, nie licząc na nic. Mieć go tak po prostu obok siebie. 
-To chociaż zapnij kurtkę pod szyję. - powiedziała uśmiechając się do niego. Uniósł brwi ku górze, uważnie się jej przyglądając. Zawsze wiedział, że jest wyjątkowa i wiele razy zazdrościł mężczyźnie, który zdobyłby jej serce. Jego zdaniem dziewczyna była wyjątkowa, miała w sobie coś niezwykłego, coś co go do niej przyciągało. Zrobił tak, jak blondynka poprosiła. Odkąd pamięta nigdy się z nią nie pokłócił, Maya zawsze miała rację, w każdej sprawie. Za to chyba ją lubił, a może nawet coś więcej. 
Zaśmiała się pod nosem widząc jego minę. Zawsze potrafił ją rozbawić, i to chyba w nim samym ceniła najbardziej. 
-Nie jestem tym nieodpowiedzialnym licealistą, złotko. - popukała się w czoło, rzucając mu pełne rozbawienia spojrzenie. W jego towarzystwie czuła się wyjątkowo dobrze. Chciałaby, żeby między nimi było tak jak dawniej. Żeby te relacje znów były takie jak pięć lat temu, takie jak wtedy gdy byli pełnymi marzeń licealistami. 
-Ale od czasów liceum niezbyt się zmieniłeś. - stwierdziła uważnie się mu przyglądając. Tym razem to on zaśmiał się słysząc jej słowa. Nie do końca zgadzał się z jej stwierdzeniem, w liceum wszystko było dla niego o wiele łatwiejsze. Nie musiał martwić się kolejnym dniem, życiowymi kłopotami, rachunkami do zapłaty, planowaniem rodziny. Wtedy wszystko wydawało się o wiele łatwiejsze. Teraz, życie zaczęło wieszać mu poprzeczkę coraz wyżej. 
-Ty za to zmieniłaś się bardzo. - zmarszczyła brwi odwracając się w jego kierunku. Uważnie się mu przyjrzała zastanawiając się również nad tym, co ten chciał dać jej do zrozumienia swoimi słowami. Zrobił w jej kierunki kilka kroków tak, aby mógł bez problemu poprawić blond kosmyki wystające spod czapki. Delikatnym ruchem ręki schował je pod kolorową, wełnianą czapkę. Jego dłoń, która delikatnie musnęła jej policzek w drodze do kosmyków jej włosów, sprawiła, że przeszedł ją dreszcz. Ostatni krok, który wykonał sprawił, że stykali się czubkami swoich zimowych butów. Chciał zapytać ją o tak wiele rzeczy, chciał, żeby wiele spraw mu wytłumaczyła. Chciał, żeby blondynka znów była częścią jego życia, tak jak w liceum, gdy była, w każdym momencie jego życia. Bał się jednak, że jeśli wprost jej to powie, ta po prostu od niego ucieknie. 
-Jedno pytanie nie daje mi spokoju. - powiedział przejeżdżając dłonią po jej zimnym policzku, ozdobionym przez dość wysoki mróz czerwonymi kolorami. Spojrzała w jego oczy, w te piwne oczy, w których kilka lat temu odnajdywała spokój i odpowiedzi na wiele pytań dotyczących przyszłości. 
-Jakie? - spytała, zamykając swoją dłoń na jego nadgarstku. Delikatnie przejechał po jej podbródku swoją dłonią, po czym  w drugiej z nich zamknął tę należącą do blondynki. 
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że wyjeżdżasz? - wyszeptał, patrząc wprost w jej oczy. 
Wiedziała, że Kraft prędzej, czy później zapyta o sytuację sprzed ponad pięciu lat. Zdawała sobie sprawę, że zachowała się w stosunku do niego źle, wręcz podle. Byli przyjaciółmi, zwierzali się sobie ze wszystkiego, ufali sobie. A ona tak po prostu wyjechała bez słowa, w tajemnicy właśnie przed nim. Na krótką chwilę spuściła wzrok, wbijając go w biały śnieg malujący na skoczni biały dywan. W jej oczach błysnęły łzy, których przed nim nigdy się nie wstydziła. Pociągnęła nosem podnosząc głowę i wbijają swoje spojrzenie w jego zatroskane i nieco przestraszone tęczówki. Położyła na jego klatce piersiowej okrytej kurtką swoje dłonie. 
-Nie potrafiłabym się z Tobą pożegnać patrząc Ci prosto w oczy. - wyszeptała. Pocałował ją w czoło, po czym zamknął w swoich ramionach. Cieszył się, że mógł znów mieć ją przy sobie. Miał nadzieję, że już nigdy mu nie ucieknie. 
     Michael, który czekając na Stefana postanowił w spokoju usiąść w swoim samochodzie i słuchając swoich ulubionych muzycznych kawałków poserfować w internecie zaniepokojony długą nieobecnością bruneta, postanowił sprawdzić, czy aby nic złego mu się nie przytrafiło. Od rozstania z Marie mógł po Kraf'cie spodziewać się dokładnie wszystkiego. Z drugiej strony cieszył się jednak, że jego najlepszy i najwierniejszy przyjaciel w końcu przejrzał na oczy i zaufał tym, którzy chcieli jego szczęścia. Nie miał mu za złe tego, że nie wierzył w jego słowa. On za pewne też by nie uwierzył, gdyby nie fakt, że podobna rzecz przytrafiła mu się kilka miesięcy wcześniej. Julie też nie była z nim zbyt szczera i nie grała według tych samych zasad co on. Domyślił się i bez oporu porzucił życie u jej boku. Stefanowi zabrało to o wiele więcej czasu, jednak liczył się ostateczny efekt. 
  Zatrzymał się w pół kroku dostrzegając Stefana stojącego obok barierek z przytuloną do siebie siostrą Kristiny. Musiał przyznać, że odkąd ją poznał, bardzo ją polubił. Blondynka była nieco podobna do jego przyjaciela. Miła, pomocna, ciągle uśmiechnięta, inteligentna, no i w dodatku ładna, jeśli to nie zbyt minimalistyczne określenie. Poznał historię ich znajomości i miał cichą nadzieję, że dzięki niej Stefan znów wróci do swojej formy sprzed rozstania z Marie. Liczył na to, że Maya Cerncic odzyska im starego, dobrego Stefana z niepowtarzalnym poczuciem humoru i powalającym wszystkich dziecięcym uśmiechem. Michael uśmiechnął się pod nosem kierując swoje nogi w ich kierunku. Obiecał Thomas'owi, że przywiezie dziewczynę, całą i zdrową do domu. Nie miał zamiaru chować się przed Morgenstern'em w momencie, w którym blondynka zaziębi się, od stania na mrozie.
-Ej, moi kochani przyjaciele zapraszam do samochodu! - krzyknął stając kilkadziesiąt metrów od nich. Kraft westchnął słysząc krzyk swojego przyjaciela, Maya natomiast po tym jak odsunęła się od bruneta zaśmiała się widząc jego minę. 
-Miałeś na mnie czekać w samochodzie. - bąknął Stefan, gdy Michael znalazł się obok nich. Blondyn rzucił mu pełne politowania spojrzenie, po czym objął Mayę swoim ramieniem. Spojrzała na niego z uśmiechem na ustach. 
-Lazłeś jakbyś chciał a nie mógł, więc postanowiłem zobaczyć, czy aby nie będę musiał dzwonić do domu pogrzebowego i załatwiać w kościele pogrzebu. Niestety żyjesz ... - urwał wzdychając. Stefan rzucił mu mordercze spojrzenie, co przez Mayę zostało skomentowane cichym parsknięciem. Lubiła ich docinki. Zazdrościła im tej przyjaźni, i zrobiłaby wiele, żeby też kiedyś znaleźć taką przyjaciółkę. 
-Ale jeśli zaraz nie znajdziemy się w drodze do Innsbruck'a to za dwie godziny możemy być martwi obaj. - dodał zaciekawiając swoim stwierdzeniem zarówno Stefana, jak i Mayę. 
-Czemu? - zapytała marszcząc brwi.
-Twój kochany Morgenstern, powiedział, że jeśli nie odstawię Cię do domu przed 24, to i mi, i Kraft'owi powyrywa kończyny dolne z tyłka. - zakończył uśmiechając się do towarzyszącej mu dwójki. Cerncic zaśmiała się obejmując ramieniem Kraft'a. Spojrzała najpierw na bruneta, później na blondyna i uśmiechnęła się uroczo.
-Nie zrobi tego, bo wie, że Lily by go za to po prostu zabiła. - cała trójka wybuchnęła śmiechem. Faktem jest, że Lily Morgenstern ubóstwiała obydwu skoczków i nie pozwoliłaby zrobić im krzywdy. 


* "Mogę zaakceptować swoją porażkę, ale nie zaakceptuje tego, że nie próbowałem"

** "Prawdziwy przyjaciel to taki, który powie nam taką prawdę, że zatrzyma nas na ziemi, gdzie przy fałszywkach bujaliśmy w obłokach..."


♦♦♦

słówko ode mnie...

Mamy już ósmy rozdział, a ja dziękuję wam za to, że ze mną wytrzymujecie. Jak zawsze dziękuję wam bardzo, bardzo mocno za wszystkie komentarze pozostawione pod poprzednim rozdziałem. To bardzo mnie motywuje i cieszy, że jesteście ze mną. 
Wiem, że rozdział nie jest najlepszej jakości (za błędy przepraszam), zbyt krótki i w ogóle jakiś taki nijaki, chyba? 
Mimo wszystko mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad. 

Pozdrawiam bardzo gorąco.
Ściskam.
Evie.

* cytat z 'Michael Jordan'
** cytat z 'www.zlotemysli.pl'

Komentarze

  1. A mnie się bardzo podoba ten rozdział. Po raz kolejny idealnie oddałaś wszystkie emocje. Nadal mam nadzieję, że kobieta pokona białaczkę. Pozdrawiam i życzę weny! 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo serdecznie, kochana.
      Pozdrawiam Cię również.
      Evie.

      Usuń
  2. Dziewczyno rozdział fantastyczny.(Ja ci dam myśleć,że nijaki ;))Mam nadzieję,że Kris pokona białaczkę. Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz.
      Pozdrawiam gorąco.
      Evie.

      Usuń
  3. Super rozdział ;)
    W ogóle super opowiadanie :D
    Kończąc rozdział nie mogę się doczekać następnego ;)
    Pisz szybciutko dalszy ciąg.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam Dreams ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cieszę się, że Ci się podoba.
      Pozdrawiam.
      Evie.

      Usuń
  4. Jeju *.* piszesz cudownie <3
    zapraszam do mnie na 5 rozdział hey-a-ngel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ☺
      Oczywiście, że wpadnę do Ciebie.
      Pozdrawiam, Evie.

      Usuń
  5. Jestem!
    Ja ci dam "nijaki"... rozdział jest cudny!
    Bardzo dużo emocji, świetnie je wszystkie oddałaś, chociaż nie są one łatwe. Mam nadzieję, że Kris pokona chorobę. Musi...
    Weny, buziaki :**
    PS. I zapraszam do siebie na szóstkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się!
      Dziękuję bardzo serdecznie.
      Oczywiście, że będę u Ciebie.
      Pozdrawiam, Evie.

      Usuń
  6. Zapraszam na prolog!
    roza-milosci.blogspot.com
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział. Masz fajny styl pisania.

    OdpowiedzUsuń
  8. wybacz, że pojawiam się dopiero teraz, jednak dopiero teraz znalazłam wolną chwilę.
    z każdym rozdziałem podoba mi się u Ciebie coraz bardziej. zazdroszczę talentu, naprawdę.
    czekam na jeszcze więcej♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi. Rozumiem wszystko, cieszę się, że jednak znalazłaś chwilkę. ☻
      Dziękuję bardzo serdecznie za tak miłe słowa. Na prawdę dużo to dla mnie znaczy. ♥
      Pozdrawiam bardzo gorąco.
      Evie.

      Usuń
  9. Zapraszam na 6 rozdział ;* hey-a-ngel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Czemu nie mogę wejść na Twoje drugie opowiadanie o Kamilu Stochu i spółce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, został zmieniony adres bloga, z powodów problemów z poprzednią domeną : http://po-prostuprzyjazn.blogspot.com

      Usuń
    2. A ja już się bałam , że usunęłaś mi coś pięknego

      Usuń

Prześlij komentarz