Wygrana szósta ~ "Nigdy nie słyszałem tego z góry, świat nie jest nasz."


"Nigdy nie słyszałem tego z góry, świat nie jest nasz."
John Legend - "Love me now."


     
 2016 r.

15 grudzień 
      
     Alexander Pointner uniósł wzrok przyglądając się siedzącemu na przeciwko niego Thomas'owi Morgenstern'owi. Zawsze wiedział, że ten chłopak jeszcze nie raz podejmie ważną, życiową decyzję. Wiedział, że jest wyjątkowo mądry życiowo i popełnione błędy postara się szybko naprawić. On sam miał wiele wyrzutów sumienia względem jego osoby, zdawał sobie sprawę z tego, że romans Thomas'a w pewnym sensie jest jego winą. Liczył po cichu, że życie jego byłego podopiecznego ułoży się po jego myśli. 
-Chcesz wrócić do skoków? - zapytał starszy z mężczyzn. Blondyn przejechał dłonią po swoim czole. Zastanawiał się co powinien mu odpowiedzieć. Owszem, czasami takie myśli świtały w jego umyśle. Strach, jednak wszystko z niego wypierał. Nie chciał się skompromitować, albo po prostu brakowało mu odpowiedniej motywacji. 
-Boję się. - odpowiedział krótko, a Alexander wiedział już wszystko. Liczył jednak po cichu, że Thomas wróci i odniesie jeszcze nie jeden życiowy sukces, którego nikt inny nie był w stanie odnieść w dotychczasowej karierze skoczków narciarskich. -A co u Rose? - zmienił temat przywołując w rozmowie córkę byłego trenera narodowej reprezentacji Austrii w skokach narciarskich. Alexander uśmiechnął się delikatnie ściskając szklankę soku pomarańczowego. Jego dwudziestojednoletnia córka była jego oczkiem w głowie, jednocześnie bolał go fakt, że mając córkę widuje ją tak rzadko. Dziewczyna urodziła się i wychowała w Hiszpanii, mieszkając z matką, którą on zostawił tuż po porodzie, ponieważ miał już umówioną datę ślubu ze swoją obecną żoną. Czuł się podle, ale wiedział, że inaczej być nie mogło. Spośród wszystkich jego podopiecznych, współpracowników o istnieniu jego nieślubnej córki, wiedzieli jedynie Morgenstern i Schlierenzauer, którym zaufał i opowiedział historię swojego życia, ku przestrodze aby nie popełnili błędów, które wiele mogłyby ich kosztować. 
-Nina wyjechała do Argentyny pięć miesięcy temu wraz z Diego. Rose postanowiła przenieść się na uczelnie do Wiednia. Od września mieszka z nami. Powiem Ci, że zdziwiłem się gdy szybko znalazła wspólny język z Angelą. - Thomas razem z nim zaśmiał się słysząc jego słowa. Znał Rose Pointner krótko, ale jego zdaniem na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak pozytywnym człowiekiem jest. Był dla niej pełen podziwu, nie wiedział czy gdyby był na jej miejscu, byłby w stanie wybaczyć własnemu ojcu, takiego zachowania. 
-To dobrze. Widać, że dumna jest z Ciebie. Dumna z tego, że ma takiego ojca. - Pointner zaśmiał się cicho. Lubił Morgenstern'a za takie słowa, które choć proste, dla niego bardzo wiele znaczyły. 
-A wiesz, że się jej dziwię. - Thomas zmarszczył brwi i przyjrzał się swojemu towarzyszowi bardzo uważnie. Owszem, każdy z nich kiedyś myślał, że celem Pointner'a jest bycie najlepszym i największym. Sądzili, że jego natura jest jaka jest, a on po prostu nie potrafi uśmiechać się i ich chwalić. Wszystko zmieniło się, gdy przestał być trenerem i pokazał im swoją zupełnie inną twarz. Lepszą, o wiele lepszą, ich zdaniem.
 -Gdybym był na jej miejscu, nigdy bym sobie nie wybaczył. Zraniłem jej matkę, jej samej zabrałem siebie a sobie, możliwość wychowania tak świetnej dziewczyny. - dodał. Morgenstern zmrużył oczy. Jakiś czas temu udało mu się dłużej i szczerzej porozmawiać z Rose, z rozmowy z nią wywnioskował, że nie ma mu za złe, a nawet nieco go rozumie. Wydała mu się być bardzo rozsądną dziewczyną z planami na przyszłość, ułożonymi priorytetami i mocno stąpającą po ziemi. Wiedział, że nie powiedziałaby do niego inaczej niż, "tato". 
-Mieszka z Tobą Alex, ufa Ci. Jest dorosła, a jeśli znajdzie tego odpowiedniego, to wtedy będziesz jeszcze lepszym ojcem, a może i dziadkiem. - Alexander uśmiechnął się delikatnie słysząc słowa Thomas'a. Bo dłuższej chwili namysłu doszedł do wniosku, że Morgenstern ma rację i może najlepszy czas dla niego i jego córki właśnie nadszedł. 
-Cieszę się, że mam takich przyjaciół jak ty i Gregor. - odpowiedział po chwili wzruszony słowami Morgenstern'a.




-Bałeś się kiedyś, czegoś? - pytanie May'i zdziwiło Hayböck'a. Poznał ją dokładnie dwa tygodnie temu, a miał wrażenie, że zna ją od wielu długich lat. Gdy rozmawiało się z nią dłużej niż pięć minut można było zauważyć jej podobieństwo do Stefana. Blondynowi wydawało się, że dziewczyna i jego przyjaciel są dla siebie bratnimi duszami. Niestety, żyjącymi osobno, co w tym wypadku, nie napawało optymizmem. Zmarszczył brwi opierając się o ścianę w budynku austriackiego związku narciarskiego. Pytanie blondynki dało mu do myślenia. Czy kiedykolwiek się czegoś bał? Czy kiedykolwiek coś sprawiło, że jego serce biło mocniej, a on czuł jakby tracił siły? Tak, bał się i to nie raz. Najmocniej jednak przestraszył się samotności, po tym jak rozstał się z Julią, która zmieniła go o sto osiemdziesiąt stopni. Stracił jakąś część siebie, której nie potrafił w sobie na nowo odnaleźć. 
-Bałem i to nie raz. - odpowiedział lekko się uśmiechając. -A ty? - oparła głowę o ścianę, spoglądając w jasny sufit korytarza. Niby pytanie jakie zadała Michael'owi nie było trudne, jednak udzielenie odpowiedzi nie należało do najłatwiejszych. Miała wrażenie, że powodów do strachu w jej życiu było zbyt wiele, żeby tak po prostu odpowiedzieć. 
-Bałam, zbyt wiele razy. - powiedziała dostrzegając Stefana, który właśnie opuścił gabinet w towarzystwie jej siostry. Po jej minie wywnioskowała, że coś nie jest tak jak być powinno. Nie wiedziała jednak o co mogło chodzić. Jej siostra, jej zdaniem pracowała zbyt dużo, nie wiedziała jednak co powinna zrobić, żeby pokazać jej, że źle robi. Miała nadzieję, że wpływ Thomas'a jakoś na nią wpłynie. 
-Możemy jechać. - oznajmił Stefan z uśmiechem na twarzy. Udało mu się kolejny raz oszukać swoje przeznaczenie. Nawet Kristina niczego się nie domyśliła, a to było dla niego wielkim aktorskim wyczynem. 
-Jasne. - odpowiedział Michael wyciągając z kieszeni kurtki kluczyki do swojego samochodu. Wyszedł pierwszy, a Maya tuż przed wyjściem chwyciła nadgarstek bruneta. Zdziwiony przystanął. 
-Coś ukrywasz. - uważnie spojrzała w jego tęczówki. Milczał. Nie chciał mieć przed przyjaciółmi żadnych tajemnic, jednak pewne rzeczy musiały zostać jedynie dla niego.
-Nic nie ukrywam. - odpowiedział, wyrywając nadgarstek z uścisku dziewczyny. Opuścił budynek związku a ona jedynie westchnęła przymykając na moment oczy. Bała się o Stefana. Czuła, że coś jest nie tak. Zależało jej na nim. 



        Kristina westchnęła przyciskając kolorowe teczki do swojej piersi. Na samą myśl o tym, że w końcu będzie mogła odpocząć uśmiechała się lekko pod nosem. Zostało jej jeszcze tylko kilka podpisów do złożenia na ważnych, szpitalnych dokumentach i będzie wolna. Dostanie swój upragniony, miesięczny urlop. Kochała swoją pracę, ale w końcu trzeba było odpocząć i spędzić czas z najbliższymi, a zbliżające się święta Bożego Narodzenia były na to odpowiednim czasem. Gdy blondynka miała wchodzić do pokoju lekarskiego została zatrzymana na korytarzu przez swojego kolegę, Martina ordynatora oddziału onkologii. Posłała mu delikatny uśmiech, jednak jego wyraz twarzy niczego jej nie mówił. A nawet wręcz przeciwnie trochę przestraszył. 
-Chodź do mnie. - powiedział wskazując jej głową na niedomknięte drzwi jego gabinetu. Pokiwała mu z aprobatą głową i podążyła za nim, spokojnym krokiem. Nie była świadoma, tego, czego może się spodziewać, gdy zasiądzie w fotelu jego gabinetu. Położyła teczki na dużym, drewnianym biurku, po czym usiadła na jednym z dwóch foteli stojących na przeciw niego. 
-Konsultacji potrzebujesz? - zapytała śmiejąc się. On jedynie pokiwał jej lekko głową z dezaprobatą. Przestraszył ją. Jakiś czas temu zrobiła badania, niby rutynowe, kontrolne, tak jak zwykle, jak co rok. Czyżby tym razem miało nie być tak kolorowo? 
-Kris, przyszły wyniki Twoich badań. - patrząc na nią sięgnął do jednej z dwóch szuflad, wyciągając z niej dużą, brązową kopertę z jej imieniem i nazwiskiem napisanym ciemnym markerem. 
-Masz białaczkę, Kris. - jego słowa sprawiły, że zakręciło jej się w głowie. Nie spodziewała się tego. Nigdy nie powiedziałaby, że to właśnie ją może spotkać coś takiego. Przecież miała córkę, siostrę nie mogła umrzeć, nie mogła. 
-Ale ja... - chwycił jej dłoń, zamykając ją delikatnie w swojej. Przyjaźnił się w dzieciństwie z Thomas'em, a ją poznał właśnie dzięki niemu. Polubił ją, i często miał problemy z opowiedzeniem się po którejś ze stron. Teraz, gdy dowiedział się, że kobieta jest chora nie wiedział jak potoczą się ich losy. Miał jednak nadzieję, że znajdzie się dla niej dawca i wszystko będzie dobrze. 
-Białaczka jest wcześnie wykryta. Zaczniemy Cię leczyć zapobiegawczo. Na razie nie musisz się martwić, dostaniesz chemię wszystko się ułoży. - powiedział, a ona tak po prostu zaśmiała się. 
-A jaką dasz mi gwarancję, że choroba nie spłata mi figla i nie zaatakuje mocniej? Jaką dasz mi gwarancję tego, że nie umrę?- spytała, opierając dłonie na blacie jego biurka. Jego milczenie było dla niej jedyną odpowiedzią. Zabrała kopertę wraz z wynikami badań i wyszła z jego gabinetu trzaskając drzwiami. Martin uderzył pięścią w blat stołu. Wiedział, że jego diagnoza zrujnuje jej życie, miał jednak nadzieję, że jej najbliżsi i przyjaciele pomogą jej przejść przez chorobę. Wyciągnął telefon z kieszeni swoich spodni i wybrał na ekranie numer telefonu należący do Morgenstern'a. Zanim wcisnął "połącz" zastanowił się dwa razy. Nie powinien jej wyręczać, wiedząc, że jeśli ona będzie chciała to powie, a on nie może jej uprzedzić. Zgasił wyświetlacz telefonu i schował go z powrotem do kieszeni swoich spodni. Sam nie byłby w stanie powiedzieć Morgenstern'owi o chorobie jego byłej partnerki.
        Wsiadła do samochodu. Położyła dłonie na kierownicy i oparła o nią również swoje czoło. Nie mogła uwierzyć w to, co powiedział jej Martin. Zawsze myślała, że jest o krok przed przeznaczeniem. Zawsze myślała, że jest silna i przechodzi przez wszystko z podniesioną głową. A teraz? Zastanawiała się, co takiego złego w życiu zrobiła, że teraz musi tak gorzko płacić. Przymknęła powieki i nabrała powietrza. Przekręciła kluczyk w stacyjce, zapaliła światła samochodu, wrzuciła wsteczny bieg i ostrożnie wyjechała z pod szpitalnego parkingu. Miała tylko jedno marzenie, po prostu znaleźć się w domu. 
        Wjechała na posesję, parkując ciemne auto tuż przed drzwiami garażu stojącego kilkadziesiąt metrów od niewielkiego, jednorodzinnego domu. Zgasiła światła, wyłączyła silnik, po czym wyciągnęła kluczyki ze stacyjki. Zabrała z siedzenia pasażera swoją dużą torbę, w której znajdowały się szpitalne dokumenty, które ona na urlopie miała wypełnić, i nad którymi miała się na dłużej pochylić. Wyszła z samochodu, z bagażnika wyciągnęła kupione rano zakupy, po czym zamknęła samochód pilotem i skierowała się do domu, wyłożoną kamieniami ścieżką.
       Rex słysząc jej kroki ochoczo podniósł łeb i patrzył swoimi ślepiami w jej kierunku. Był mądrym zwierzęciem, wręcz nawet bardzo mądrym. Uśmiechnęła się do niego i delikatnie pogłaskała psiaka po grzbiecie. Kochała tego psa. Był przy niej zawsze, miał swoją intuicję, i po prostu był jej wiernym przyjacielem. Dostała go w prezencie, na osiemnaste urodziny od Thomas'a i jego rodziców. Nacisnęła na klamkę drzwi, weszła do przedpokoju i cicho zamknęła drzwi wejściowe mając na uwadze to, że Maya i Lily mogą już spać. Zdjęła kurtkę i buty i schowała rzeczy w szafie. Jej zdziwienie było ogromne, gdy w salonie zauważyła Thomas'a siedzącego na kanapie i wpatrującego się w ogień tlący się w kominku. Jak miała powiedzieć swoim najbliższym, o tym co usłyszała od ich wspólnego przyjaciela, a lekarza szpitala, w którym ona pracuje. Nigdy nie bała się tak mocno, jak robiła to w tamtym momencie. To wszystko co usłyszała, co wyczytała wciąż nie mogło do niej dotrzeć. Nie wierzyła w to, że to właśnie ją spotkało. Chciałaby obudzić się ze snu, którym niestety ten dzień niestety nie był. Cicho odłożyła swoją torbę na jasną, niewysoką komodę. Nie chciała nikomu mówić, nie chciała, aby większość ludzi patrzyła na nią ze współczuciem wymalowanym w oczach. Nie chciała, żeby jej choroba była powodem zmiany relacji z wieloma ludźmi. Najbardziej jednak nie chciała, aby jej najbliżsi musieli podporządkowywać swoje życie pod jej chorobę, będącą poniekąd wyrokiem wydanym jej przez los. 
Otarła policzki, na których można było jeszcze dostrzec ślady po łzach. Poprawiła włosy i powolnym krokiem podeszła w kierunku sofy, na której siedział Thomas pogrążony w swoich myślach ze spojrzeniem utkwionym w płomieniach ognia rysujących się w kominku.  
-Co tu robisz? - zapytała, a Thomas lekko podskoczył. Wcześniej pogrążył się w myślach i nawet nie usłyszał jak kobieta weszła do domu. Delikatny uśmiech widniał na jej twarzy, więc i na jego również się on pojawił. Jednak znał ją na tyle, żeby zauważyć brak błysku w jej oczach. 
-Mama miała jakieś bojowe zadanie dla May'i, więc mnie wysłały do pilnowania naszej córci. - zaśmiała się, widząc jak przewraca oczami. Zmienił się i zauważyć to można było gołym okiem. Nie wiedziała pod jakim wpływem, wiedziała jednak, że jest nieco innym człowiekiem. 
-Co w tym śmiesznego? - zapytał zdziwiony, marszcząc brwi. Pokiwała z aprobatą głową, przyciskając puchatą poduszkę do swojej piersi. Nie wiedziała, czy powinna mu powiedzieć. Nie wiedziała, czy powinna powiedzieć komukolwiek. Sama nie pogodziła się jeszcze z usłyszaną diagnozą, więc nie mogła oczekiwać tego od najbliższych. 
-Nic. - szepnęła wpatrując się przed siebie. -Masz ochotę napić się wina? - podniosła się z sofy, a Morgenstern odwrócił się i odprowadził ją wzrokiem. Jej pytanie wprawiło go w niemałe osłupienie. Kristina zawsze była sceptycznie nastawiona do picia alkoholu. Rzadko kiedy sięgała po wino, czy piwo. Więc, poniekąd jego zdziwienie było oczywiste. Dawało do myślenia i jego zdaniem nie wróżyło niczego dobrego.
    Oparła dłonie na ciemnym blacie kuchennym i głęboko westchnęła. Na krótką chwilę przymknęła powieki. Wyrwała się w momencie, w którym usłyszała odgłos spadającej na podłogę torby. 
-Przepraszam, po ciemku tracę orientację. - zaśmiał się Thomas. Zaczął zbierać jej dokumenty, natrafiając na wyniki badań należące do niej, do Kristiny Cerncic. Przejechał wzrokiem po kartce, w momencie, w którym ona znalazła się w korytarzu. 
-Kristina, co to ma znaczyć? - spytał wskazując jej na kartki trzymane przez niego w dłoni. Zaczęła panikować, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, unikając jednocześnie wzroku ojca swojej córki. Blondyn nie wierzył w to co zobaczył, w to co chwilę wcześniej przeczytał. Odłożył kartki na komodę i stojąc obok mebla uważnie się jej przyglądał. Nie rozumiał tego wszystkiego. Nie rozumiał tego, dlaczego życie tak plącze ich życiorysy, doświadcza ich sił i cierpliwości. Nie znał wytłumaczeń na pytania, które w tamtym momencie pojawiały się w jego głowie. Nie wiedział w jaki sposób to wszystko się potoczy, jak skończy, ale miał nadzieję, że uda im się przez to wszystko przejść ostatecznie zwycięsko. 
Pod naporem jego spojrzenia, spuściła głowę a spojrzenie wbiła w drewnianą podłogę. Nie chciała, aby na razie ktokolwiek wiedział o tym, o czym ona dowiedziała się kilka godzin wcześniej. Podszedł do niej i delikatnie uniósł jej podbródek, w taki sposób, aby ta spojrzała na niego. Westchnęła, wiedząc, że z nim nie wygra. 
-Mam białaczkę, Thomas. - wyszeptała, wtulając się w jego tors. Wchodzące właśnie do domu Maya Cerncic i Gudrun Morgenstern zamarły słysząc słowa Kristiny. 



♦♦♦

słówko ode mnie:

Witam was gorąco w kolejnym rozdziale opowiadania o Austriackich skoczkach. 
Cieszę się, że moje opowiadanie tak bardzo wam się spodobało i tak ochoczo czytacie kolejne rozdziały.  Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach również będziecie ze mną i zostawicie po sobie jakiś ślad. A tak ogólnie co sądzicie, o tym, szóstym rozdziale? 
Jednocześnie chciałabym zaprosić was na opowiadanie o Polskich skoczkach narciarskich, bohaterowie i prolog opowiadania już są, więc zapraszam. Może wpadniecie w wolnej chwili? [link] →Miłość sama przyjdzie nieproszona...


Pozdrawiam bardzo gorąco i do następnego kochane.  🌝
Evie.  💛

Ps. Za błędy przepraszam.


Komentarze

  1. Biedna Kris... Mam nadzieję, że wyzdrowieje. Pozdrawiam 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Wszystko się wyjaśni to mogę wam obiecać.
      Pozdrawiam z całego serduszka. 😊
      Evie.

      Usuń
  2. Mam nadzieję, że Kris przezwycięży tę białaczkę. Rozdział jak zwykle świetny! Pozdrawiam i życzę weny! Z niecierpliwością czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko będzie się wyjaśniać w kolejnych rozdziałach.
      Dziękuję gorąco za miły komentarz.
      Kolejny rozdział pojawi się może nieco wcześniej, zobaczymy.
      Pozdrawiam gorąco. 🌝
      Evie.

      Usuń
  3. tak naprawdę każdy z nas może zachorować na raka a tylko pech sprawił, że dosięgnęło to Kristiny.

    kurde, na samym początku rozdziału włączyłam sobie od niedawna jedną z ulubionych piosenek (Ola - Jej ostatni rok), która opowiada właśnie o dziewczynie chorej na nowotwór a chwilę potem czytam o wynikach Kristiny. dziwny zbieg okoliczności :D

    całuję i w wolnej chwili zapraszam do siebie♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się złożyło, ale to tylko opowiadanie, będące jedynie wytworem mojej wyobraźni.
      Bardzo dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam. ♥

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem!
      Rozdział naprawdę mi się podoba ^^ Szkoda tylko, że dzisiaj tak jakoś smutno...
      Szkoda mi Kristiny, rak to podła choroba, potrafiąca totalnie zniszczyć człowieka, nie tylko jego organizm... mam nadzieję, że jakoś z tego wyjdzie. Musi być teraz silna.
      Weny, buziaki :**

      Usuń
    2. Dziękuję ☺
      Wiem, że ten rozdział nie należał do najprzyjemniejszych, ale kolejne na pewno będą pod tym względem przystępniejsze.
      Dziękuję za komentarz. ♥
      Pozdrawiam.
      Evie.

      Usuń
  5. Hejka ;) Dopiero teraz trafiłam na twojego bloga i jest na prawdę świetny i zostaje tutaj <3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Zapraszam również do siebie http://przypadkowaamilosc.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że wpadniesz i, że spodoba ci się mój blog.
    PS.Jakbyś mogła to informuj mnie o nowych rozdziałach na moim blogu :)
    Pozdroo i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że opowiadanie zyskuje nowych czytelników.
      Kolejny rozdział już w przyszłym tygodniu.
      Wpadnę do Ciebie w wolnej chwili.
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam ☺
      Evie.☻

      Usuń
  6. Hej ! Dopiero teraz zobaczyłam twoje opowiadanie . Pięknie piszesz , uwielbiam taki styl pisania i uwielbiam Thomasa Morgensterna . Mam nadzieję, że powróci do skakania ( przynajmniej tu) i mam nadzieję, że uda się wyleczyć Kristinę. Życzę ci dużo weny . Uwielbiam Thomasa i resztę Austriaków .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie.
      Cieszę się, że bohaterowie Ci pod pasowali. Zobaczymy jak poukładają się ich losy.
      Pozdrawiam gorąco.
      Evie.☻

      Usuń
  7. Jestem tu nowa, ale zaciekawiłaś mnie :) z przyjemnością wezmę się za nadrabianie starszych rozdziałów, przy okazji zapraszam na mojego bloga z Danielem-Andre Tande i Erikiem Durmem w rolach (prawie) głównych. :* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Cię tutaj powitać. ☺
      Wpadnę, gdy znajdę chwilkę czasu.
      Pozdrawiam bardzo gorąco.
      Evie. ☻

      Usuń

Prześlij komentarz